Pierwszy dzień 14 dniowego ultramaratonu
Rozpoczął się dzień pierwszy. Na stracie przywitali mnie przyjaciele. Z kilkoma pobiegłam pierwsze kilometry. Na początku pogoda wydawała się łaskawa. Wydawała. Po kilku kilometrach natura postanowiła sprawdzić moje przygotowanie, wytrwałośc i konsekwencję. Lało, wiało, alert RCB został wysłany do mieszkańców, a ja biegłam. Biegłam w gradzie, deszczu, zimnie.
Niektóre relacje mają kiepską jakość dźwięku, czasem mnie zacina. Niestety internet nie wytrzymał takiej pogody. Ja i mój mąż tak. Daliśmy radę.
Pierwszy dzień był dla Nas szczególnie trudny. Mąż się o mnie martwił, emocje wzięły górę. Wypracowaliśmy sposób komunikacji i rozmów. Powiedziałam Misiakowi, że rozumiem, że się o mnie troszczy, martwi i wiem, że cierpi, gdy nie może mi pomóc bardziej, gdy widzi ile robię i co znoszę. Powiedziałam mu, że takie jest ultra.
Pierwszy dzień to także wywiady do radia Gdańsk nagrywane w Rewie na plaży między wiatrem, a strugami deszczu. Ręce mi zamarzały od trzymania telefonu. Ale biegłam dalej.
Pierwszy dzień to także oberwany klif, brak drogi, wspinanie się po jego zboczu, aby jakoś pokonać ten odcinek, a nie pływać w morzu.
Ile przebiegłam tego dnia? Dokąd dobiegłam? Jak było na trasie? Zobacz relacje i pozostaw tutaj swój komentarz.
Trafiłaś/trafiłeś na tą stronę, ale nie wiesz o co chodzi? Przeczytaj ten wpis „bieg dookoła województwa pomorskiego” .
Ściskam, Wiolka
Ściskam, Wiolka
ultramaratonka